czwartek, 22 listopada 2007

Legendy muscle cars powracają

Trzy amerykańskie muscle cars

Stany Zjednoczone świętują wielki powrót prawdziwych "kulturystów": Chevroleta Camaro, Dodge'a Challengera i Forda Shelby GT. Czy samochody te mają szanse
zagościć także na Starym Kontynencie?

Lata 60. to dla USA naprawdę gorący okres. Oczywiście najważniejszym wydarzeniem dla Amerykanów bez wątpienia była wojna w Wietnamie. Ale skonstruowanie
w 1965 roku przez kierowcę wyścigowego Carolla Shelby'ego specjalnej, supermocnej wersji Forda Mustanga GT 350 także nie przeszło bez echa. 9 miesięcy później ta supermaszyna zaczęła zjeżdżać z taśmy produkcyjnej.

Bardzo szybko Shelby Mustang został autem kultowym, a konkurencja potrzebowała sporo czasu na ripostę - GM wypuścił na rynek Camaro Z28 dopiero w 1969 roku, a rok później za sprawą pojawienia się Dodge'a Hemi Chellangera ukonstytuowała się wielka, amerykańska "trójca".
Niestety, złote czasy samochodów z dużą mocą, świetnymi osiągami i... średnią trakcją nie potrwały długo. Pod koniec 1973 roku wybuchł kryzys paliwowy i Amerykanie mniej łaskawym okiem patrzyli na paliwożerne potwory.
Otrząśnięcie się z szoku zajęło bardzo dużo czasu i tak naprawdę dopiero teraz pojawiają się samochody, które w wyraźny sposób odwołują się do swoich wielkich poprzedników.

Shelby: retro aż po tylną, sztywną oś!
Challenger i Camaro to jeszcze koncepty, Shelby GT 500 można już kupić! Lista chętnych jest długa jak droga 66. Niecierpliwi dopłacają 15 tys. dolarów i... czekają trochę krócej! Choć 3-letnia produkcja została odgórnie ograniczona limitem 24 tys. sztuk, cena 42 tys. dolarów jest bardzo atrakcyjna. W zamian otrzymujemy oryginalny wygląd, 5,4-litrowe V8 z kompresorem (475 KM)
i tylny napęd ze sztywną osią - jak w pierwszym Mustangu! Jednak po przejechaniu pierwszych kilku kilometrów mamy mieszane uczucia - silnik oczywiście przyspiesza jak zbój, ale układ kierowniczy jest nieprecyzyjny, a tył pojazdu "tańczy" jak kobra, której piktogram znajduje się na grillu. W mieście auto robi znacznie lepsze wrażenie. Wszystko za sprawą gigantycznego momentu obrotowego, który bez wysiłku wprawia w ruch całą maszynerię, na końcu której zamontowano 18-calowe koła. Producent obiecuje "setkę" w 4,7 s.

Camaro: lata 60. ciągle żywe

Ostre linie, talia osy i charakterystyczny tylny słupek dachowy - wszystko jak w pierwszym Camaro z 1967 roku. I najważniejsze - choć to jeszcze koncept, tak samo ma wyglądać auto produkcyjne! Ale już dźwięk wydobywający się spod przedniej maski jest jak najbardziej realny - na luzie V8 o pojemności 6 l i mocy 400 koni brzmi tak surowo, jak smakują "Camele bez filtra", a od
4 tys. obr. dochodzi do tego ostry heavy metal! Od 2009 roku samochód będzie w ofercie GM. Wolumen produkcji to ok. 100 tys. aut rocznie, z niezależnym zawieszeniem z tyłu, rozsądnym cenowo V6 i mocnym V8. Obok coupé zapowiadany jest także kabriolet. Cena? Znacznie poniżej 65 tys. dolarów. Niestety ze względu na przepisy dotyczące ochrony pieszych auto nie trafi oficjalnie do Europy.

Challenger: bardzo bliski oryginałowi


Samochód zrobiony tylko na jednorazowy pokaz? W żadnym razie! Pod karoserią koncepcyjnego auta kryją się jak najbardziej realne hamulce, układ kierowniczy, skrzynia biegów i zawieszenie zapożyczone z Dodge'a Chargera SRT8. Pod koniec 2008 roku gotowy Challenger ma stać w salonach sprzedaży. Oto najważniejsze osiągi: 0-100 km/h w 4,7 s, droga hamowania ze "stówy" 35 m, prędkość maksymalna 279 km/h. Cena auta ma wynosić ok. 47 tys. dolarów. Czy trafi ono do Europy? No cóż, w salonie sprzedaży samochód wyglądałby ciekawie obok kompaktowego Dodge'a Calibra, ale nic nie jest wykluczone. Tak jak Camaro, również Challenger jest prawdziwym hardtop-coupé, bez środkowego słupka. Poza tym 21-calowe ogumienie w czasach hipisów byłoby nie do pomyślenia. Pod maską także nie ma miejsca na kompromisy - 6,1-litrowe V8 Hemi osiąga 425 KM, ale producent dopuszcza także możliwość 500-konnej wersji (SRT) oraz inne odmiany nadwoziowe, np. cabrio z miękkim dachem.

Brak komentarzy: