środa, 16 stycznia 2008

Forda T Bucket - realizacja marzeń

Będąc jeszcze w szkole podstawowej, a był to koniec lat sześćdziesiątych, jednym z moich "skarbów" było szwedzkie czasopismo, gdzie można było podziwiać piękne auta.
kołach z tyłu,lśniące chromem i pikowaną skórą siedzeń. Wtedy jako młodemu chłopakowi nawet przezWzorowane na starych ale z ogromnymi silnikami, na wielkich myśl mi nie przeszło, że kiedyś będę miał coś podobnego.Minęło wiele lat. W lecie 1997 roku dowiedziałem się, że znajomy mojego kolegi przywiózł z Miami jakieś dziwne auto i że chce je sprzedać. Jakież było moje zdziwienie gdy zobaczyłem pojazd jak gdyby przeniesiony z mojej gazety z lat chłopięcych.

Też duży silnik, wielkie tylne koła, tylko brak było tego blasku. Chromy zardzewiałe, nadwozie popękane, tapicerka ze smutnej brązowej skai. Ale tym bardziej było to coś dla mnie bo należę do tych miłośników samochodów, którzy najbardziej lubią pracę przy renowacji i budowie auta od podstaw. Rozmowy z właścicielem trochę trwały i 24 grudnia w wigilię Świąt Bożego Narodzenia stałem się szczęśliwym właścicielem Forda T-Bucket, klasycznego Hot Roda.
Już kilka dni póżniej, dokładnie w Nowy Rok rozpocząłem demontaż auta. Okazało się w jeszcze gorszym stanie niż wyglądało. Nie przeraziło mnie to jednak. Od razu założyłem sobie, że rozbiorę je do najmniejszych części i zbuduję na ich bazie coś co będzie przynajmniej tak wyglądało jak w mojej starej gazecie, a postaram się, że może nawet lepiej.

Miałem już jakąś koncepcję, wiedziałem, że wiele rzeczy będę już w trakcie modyfikował. Demontaż poszedł szybko, potem czyszczenie, weryfikacja części, wiele zdjęć i rysunków żeby potem można było to złożyć. Okazało się, że auto pochodzi najprawdopodobniej z lat 60-tych, ponieważ wiele elementów takich jak blok silnika (Corvette lata 60-te), głowice (Corvette lata 60-te), przekładnia kierownicy, tylny most, pochodzą z tamtych lat.
Na początek przedłużyłem ramę o ok. 30 cm bo tylna część nadwozia nie miała oparcia i z tego powodu pękała. Zmieniłem zamocowanie przekładni kierownicy i tylnego mostu. Był duży problem z ustawieniem geometrii ramy i elementów zawieszenia ale i to się w końcu udało. To co było można, dorabiałem ze stali nierdzewnej lub dawałem do chromowania.

W międzyczasie spod grubej warstwy kurzu i smaru wydobyłem elementy silnika, który okazał się być w bardzo dobrym stanie. Nie pohamowało mnie to w wymianie paru ważnych jego elementów takich jak tłoki zwiększające kompresję, rozrząd X-treme Energy CompCams, Edelbrock Tunnel Ram manifold, dwa gażniki Holley 650 cfm, Hilborn-Style 20" dual quad Air Scoop. Do tego elektryczna pompa paliwa Carter, zapłon Mallory z wielką cewką Accel. Żeby obrócić silnik przy starcie zastosowałem specjalny rozrusznik (Hamburger High Torque Starter). Oceniam, że "doładowałem " silnik do około 450 hp.
Po silniku przyszła kolej na nadwozie, kóre trzeba było wzmocnić i laminować liczne pęknięcia. Przy okazji zlikwidowałem otwory pozostałe po tylnych lampach zastosowanych wcześniej od Jeepa Wranglera (coś potwornego).

Malowaniem zajął się mój kolega artysta malarz specjalista od aerografu i tematów surrealistyczno-mistycznych. To co powstało spod jego ręki na nadwoziu jest bardzo szokujące, ale to auto ma szokować. Albo się podoba albo zupełnie nie, nie da się przejść obojętnie.Do nadwozia dobrałem bordową skórę na wnętrze. Była już gotowa rama, nadwozie, silnik, można było więc zacząć składać całość. Trwało to najdłużej bo co rusz zmieniały się moje pomysły. Ale postanowiłem się nie spieszyć. Wszystkie elementy, nawet te niewidoczne, zostały pomalowane w kolorach nadwozia, z użyciem aerografu włącznie. Można powiedzieć po co?

Ale to miało być niezwykłe auto. To miało być auto z moich chłopięcych marzeń. Na koniec nowa instalacja elektryczna, gdyż starą całą wyrzuciłem. Nie przypuszczałem, jak dużo trzeba zużyć metrów kabla. Wreszcie pozostało do wykonania wnętrze - podłoga z aluminiowej ryflowanej blachy, deska rozdzielcza z drewna orzechowego, podłączenie wskażników.
Po trzech latach auto było prawie gotowe. Pierwsza próba odpalenia silnika pomyślna. Co za dżwięk wydaje z siebie to auto. Pierwsza jazda - wrażenia niesamowite i wszystko działa. W tym momencie miałem duże obawy czy uda mi się zarejestrować ten skądinąd dziwny wehikuł. Szkoda by było tylko na niego patrzeć. Chyba miałem duże szczęście bo przegłąd przeszedł pomyślnie i mogę poruszać się po drogach bez ograniczeń.

W ten sposób po latach zupełnie nieoczekiwanie spełniło się jedno z marzeń chłopca zapatrzonego w kolorowe czasopismo z innego wtedy świata.